czwartek, 14 czerwca 2012

ROZDZIAŁ V

Od strony Belgrodu, na linii horyzontu, widać było pierwsze promienie słońca. Wóz był załadowany po brzegi towarami, jednak kapitan zdołał nań upchnąć jeszcze siedmiu rekrutów oraz Krona Reth, krasnoludzkiego płatnerza, wraz z całym dobytkiem. Jechali już dobrą godzinę. Lekko górzysty teren przerodził się w strome hale. Droga wiła się w górę miedzy blokami skalnymi i osuwiskami. Pomimo oślepiającego słońca zapowiadał się wyjątkowo mroźny dzień.


Pierwsze, co zaskoczyło podróżnych to dym unoszący się nad Mroźną Granią. Chwilę później ktoś dostrzegł wystające ze śniegu, przebite włócznią truchło. Rekrutów ogarnęły czarne myśli. W ogłoszeniu mowy nie było o narażaniu życia. Jan bał się, że widok zniszczeń po bitwie może wywołać traumę u rekrutów, dlatego popędził konie. Trauma wiąże się co prawda z nadmierną czujnością i otępieniem emocjonalnym, cechami pożądanymi na Grani, ale może też prowadzić do lęku przed walką co już nie byłoby wskazane. Przy drodze kilku Graniczników znosiło orcze truchła na stertę koło obozowiska. Kawałek dalej ktoś kopał groby poległym towarzyszom. Wszyscy miejscowi ogarnięci byli rutyną, co jeszcze bardziej przerażało rekrutów. Jan przejechał przez bramę, zawołał kucharza i kazał mu dowodzić rozładunkiem, a sam pobiegł do dowództwa.


W ciemnej sali, tuż przy kominku, siedział Herman z Szerokiego Boru. Wojownik, który spędził 30 lat na granicy. Jego siwizna pamięta trzech poprzednich dowódców. Nikt nie wie czemu trafił na Mroźną Grań, prawdopodobnie szukał pewnego zarobku lub uciekał przed prawem. Los jednak sprawił, że dożył sędziwego wieku i mimo chłopskiego pochodzenia został dowódcą tej przeklętej warowni. Gdy Jan wszedł do środka, stary jak zwykle palił fajkę wpatrując się w żar ognia. 
- Melduję, że wróciłem ze Śniegrodu. - Jan trzymał się etykiety wojskowej - Właśnie trwa rozładunek zapasów. Przywiozłem też rekrutów których zwerbowałem w...
- Siadaj, Janek - przerwał dowódca odkładając fajkę - lepiej powiedz czy masz dla mnie nowego medyka. Ostatni gdzieś nam się zgubił, a mamy rannych więcej niż zdrowych. A coś mocniejszego do fajki też by się przydało... 
- Tak, ma przybyć pieszo za dzień lub dwa. Z tym, że nie wiem czy zna się na wzmacnianiu fajek.
- Nic nie szkodzi. Poszpera w notatkach poprzednika to się nauczy. Swoją drogą, żal tego Zenka, fajny był chłopak tylko sam nie powinien łazić. Pewnie leży gdzieś pod stertą śniegu i myśli sobie...

- Coś jeszcze?
- A! Tak. Do tych rekrutów daj kogoś z drugiej drużyny. Może ten twój Hadrian?
- Nie wiem, czy jest gotowy. Poszukam kogoś lepszego. Zresztą, jaki on mój...
- Znam, znam te historię. Nie przynudzaj! To ja tu jestem starym zrzędom do stu trolli! Lepiej zorganizuje szpital polowy i przegrupuj oddziały. W południe ma nie być śladu po ostatniej bitwie! Możesz iść!
- Tak jest! - Jan odwrócił się i już chciał wyjść, gdy usłyszał za plecami:
- Janek, starzejemy się. Kiedyś to były czasy...
 
Po kwadransie wóz był pusty, a rekruci stali w zwartej kupie obserwowani przez graniczników. Tylko Płatnerz Kron oddalił się od grupy. Wszedł do kuźni. W środku stary kowal i jego elfi pomocnik naprawiali zniszczone sprzęty. Kron nim się przywitał, zaczął tłumaczyć co powinni zmienić w swoim warsztacie by praca szła im szybciej. Znał się na tym, wszak był z Reth - dostojnego rodu krasnoludzkich płatnerzy. Tamci jednak nie chcieli słuchać porad karła. Szybko wrócili do pracy i zagłuszyli przemowę Krona brzękiem metalu. Zdenerwowany krasnolud odwrócił się na pięcie - "Powinni się cieszyć, że pouczałem ich za darmo" - pomyślał opuszczając kuźnię i kierując się w stronę wozu którym tu przyjechał.

Stał już tam Kapitan, przedstawiając wszystkim młodego wojownika:
- Baczność! Słuchać rekruci jak się do was mówi! - cała siódemka stałą jak wryta - to jest Alister, służy na grani już trzecią zimę. Zapamiętać jego gębę, bo będzie wam robił za matkę i ojca przez najbliższy tydzień. Zrozumiano?
- Zrozumiano - odpowiedział ktoś z tłumu - Tak jest - krzyknął ktoś inny
- Albo jestem głuchy albo nie dosłyszałem "Tak jest, Kapitanie"!  - rekruci instynktownie krzyknęli...
- Tak jest, Kapitanie! - a kilku poprawiło przy okazji swoje "baczność" prężąc klaty.

Do południa zostało niewiele czasu. Płatnerza Krona ulokowano w kuźni i kazano naprawiać tarcze. Nowego medyka odesłano do rannych czekających już w domu szpitalnym. Resztę zagoniono do prac porządkowych. Już niebawem miało się okazać, że pot i mróz to tylko początek. Najgorsze przychodzi nocą... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz